niedziela, 5 stycznia 2014

Poobiedni deserek na szybko


DESER?
Po Świętach???
Po Sylwestrze?!


Ooo, taaaak... ;) I to jaki smaczny, i jaki szybki (choć i to jest kwestią sporną...) , i co najważniejsze (dla tych, którzy w swoich noworocznych postanowieniach zmniejszyli ilość pochłanianych kalorii) - całkowicie nietuczący! :-)


Potrzebnych będzie nam tylko kilka składników:












 






Pomarańcze i winogronka (lub inne owoce) kroimy na małe kawałeczki, i wysypujemy na dno miski czy tam jakiejś foremki. W momencie tworzenia mojego, że pozwolę się tak wyrazić, ekhm "wypieku", nie miałam ładnej blaszanej foremki na ciasta, toteż musiał wystarczyć mi zwykły pojemnik na żywność... 

Eh, studia....

 Dwie galaretki zalewamy litrem przegotowanej, ale jeszcze gorącej wody i dokładnie mieszamy. Odstawiamy do wystygnięcia. I tutaj pojawia się kwestia sporna szybkości deserku. Galaretka wszak ścina się... Z całym szacunkiem dla dra Oetkera (lub innego specjalisty) i tego procederu, ale nie sądziłam jednak, że ten może trwać dłużej niż 4 godziny! (Czy mogłam gdzieś popełnić jakiś błąd...?!). Dlatego też, gdy galaretka (a raczej płyn, z którego ma powstać) będzie już zimniejsza, proponuję owinąć ją folią spożywczą lub przykryć czymś i włożyć do lodówki. Tam powinna osiągnąć konsystencję gęstej śmietany (nie wiem, dziubnijcie palcem, podłubcie widelcem...).

Taką galaretkę, która według Was osiągnęła już wygląd śmietany (niewątpliwie przybierze taki, jeśli zwiększycie częstotliwość dziubania widelcem z 2 do 30 na godzinę...) ubijcie na piankę. Mikserem, blenderem, nie polecam trzepaczki - żmudna technika. 
Ile ubijać? Hmm - ma powstać pianka i już. Czy to bedzie 5, 10 czy 30 minut - to zależy już tylko od Was, stanu galaretki oraz czy nie siądzie Wam prąd. Ja miksowałam koło 5 minut - wyszło całkiem nieźle.

 Do tejże puszystej pianki wrzućcie w końcu homogenizowane serki i wymieszajcie. Taką masą-pianką zalejcie przygotowane już wcześniej owoce i całość (oczywiście w foremce, blaszce lub pojemniku) włóżcie do lodówki na - ja wiem? - godzinę, dwie, całą noc...? Grunt, by potem można było nasz deserek pokroić na kawałki, zbytnio go nie rozwalając.

I smacznego, oczywiście!












(deserek oczywiście bardzo smaczny, ale jeśli ktoś chciałby dodać sobie herbatniki na sam jego spód, by nie wyglądał na takiego koślawego jak mój, to no problem - zezwalam na zmiany:))
 












PS - tak Mamo, gdy mi się nudzi, lubię sobie coś upichcić :) (Mama w tym momencie prawdopodobnie spogląda na monitor lekko zdezorientowana/zaskoczona ("moja córka gotuje, no waaaay") ...


Brak komentarzy :

Prześlij komentarz